Uwielbiam domowy, prawdziwy, esencjonalny rosół. Jedyny minus tej zupy, to czas jej przygotowania. Jeśli chcemy osiągnąć sukces w postaci w pełni naturalnego, aromatycznego wywaru, to musimy sobie zarezerwować przynajmniej 2-3 godzinki. O tej porze roku, kiedy zaczynają pojawiać się młode warzywa jego smak jest jeszcze bardziej wyraźny.
Składniki:
- porcja kości rosołowych z kurczaka
- kawał kości karkowej
- 50g boczku wędzonego
- 3 marchwie
- 2 pietruszki
- 1 seler
- 1 por
- 1 cebula
- 5 liści laurowych
- 15 ziaren ziela angielskiego
- 3 łodygi świeżego lubczyku
- 1 łyżka soli
- pieprz
Umyte pod ciepłą wodą kości wraz z resztkami mięsa wkładamy do dużego garnka, który zalewamy 4 litrami zimnej wody. Przed rozpoczęciem gotowania dodajemy umyte warzywa oraz wszystkie przyprawy i sól. Lubczyk dajemy w całości, czyli liście wraz z łodygami, pieprz najlepiej w ziarnach (ok 10-15 szt.). Całość zagotowujemy na średnim ogniu. Kiedy wywar uzyska temperaturę wrzenia zdejmujemy szumy, zmniejszamy ogień i przykrywamy garnek. Od tej pory gotujący rosół musi tylko lekko "pyrkać". Za wysoka temperatura i szybie ubywanie wody spowoduje, że wywar nigdy nie nabierze odpowiedniego aromatu, a do tego po 2 godzinach gotowania zostanie nam może połowa zawartości garnka. Co jakiś czas musimy też zdejmować pojawiające się jeszcze szumy. Po około 1,5 godziny pierwszy raz smakujemy wywar. Powinien już mieć delikatny posmak prawdziwego rosołu. Jeśli nie wyczuwamy soli, można dosypać odrobinę, ale zazwyczaj nie jest to konieczne bo swoje robi boczek. Najczęściej taka ilość rosołu robi się lekko ponad 3 godziny. Koniec gotowania oznajmiają nasze kubki smakowe podczas degustacji gotowanego wywaru. Na końcu wyjmujemy z garnka wszystkie warzywa, przyprawy i kości. Przelewamy wywar przez drobne sitko, otrzymując w ten sposób klarowną zupę. Do garnka wraca jedynie pokrojona w plastry marchewka, a przed samym podaniem dodajemy jako dekorację natkę pietruszki oraz wcześniej ugotowany makaron. Smacznego!
Kocham rosół, kiedyś gościł od u mnie na stole w każdą niedziele teraz gotujemy go rzadziej.
OdpowiedzUsuńJa za każdym razem gotując rosołek mam nadzieję, że zostanie mi coś do wykorzystania na kolejne potrawy. I na nadziei się kończy :-)
OdpowiedzUsuńMam patent na szumy. Przed wrzuceniem mięsa i warzyw doprowadzam wodę do wrzenia. W efekcie szumowiny prawie nie występują, a jeżeli już, to bardzo mało i wystarczy tylko raz je zdjąć. Czytałam też, że to pozwoli zachować w zupie większą ilość białka, które to właśnie wyjmujemy z szumowinami (w ich postaci). Boczek w rosole? To dla mnie nowość.
OdpowiedzUsuńWrzucając mięso (kości) i warzywa dopiero po zagotowaniu wody dłużej będziemy czekać na gotowy rosół. Używając kości zamiast klasycznego mięsa szumów jest bardzo mało i pojawiają się tylko po zagotowaniu wywaru, a później gotując na małym ogniu praktycznie już nie występują. Boczek pierwszy raz wrzuciłem robiąc botwinkę i od tego czasu pasek tego mięsa za każdym razem ląduje do garnka. Nadaje rosołowi lekkiej tłustości i jednocześnie wyjątkowego aromatu. Polecam!
OdpowiedzUsuńja gotuję na mięsie...a na dobry rosołek warto poczekać:-)
UsuńWarzywa dodaje dopiero POD KONIEC GOTOWANIA-ok.30 min,inaczej się /rozciapią/, a tak są bardzo smaczne i gotuje cały czas na wolnym ogniu,ale koniecznie BEZ PRZYKRYCIA,ponieważ pozwala to wyparować SZKODLIWYM DLA ZDROWIA chemicznym związkom uwalnianym w czasie gotowania,-i jeszcze jedno,dodaje zgodnie z przepisem mojej babci przypalona na ogniu cebule razem z łupiną,mięsa mogą,a w zasadzie powinny być rożne,łącznie z baranina,smacznego,polecam,a pisze to znający się na kuchni mężczyzna..
OdpowiedzUsuńJest wiele szkół robienia rosołu. Ja uważam, że warzywa należy dodać na samym początku, w 30 minut nie są one wstanie oddać rosołowi swojego aromatu. Po to na koniec przelewam całość przez sitko, aby pozbyć się wszelkich drobinek, także warzywnych. Pokrywka też nigdy szczelnie nie przykrywa garnka, bo rosół ma się gotować a nie dusić. A z ciekawości zapytam o jakich to związkach chemicznych piszesz?
Usuń