czwartek, 19 marca 2015

Kolumbijskie owoce

Sieci hiper-super marketów mają wiele wad i zalet. Jedną z zalet jest to, że od czasu do czasu można znaleźć w nich coś, co zazwyczaj w polskich sklepach jest niedostępne, a mówiąc ściśle pojawia się bardzo okazjonalnie. Nigdy w Kolumbii nie byłem, a z tamtejszych owoców znałem jedynie granaty, mango, awokado i liczi, które mimo iż pochodzi z Chin, jest także uprawiane w Kolumbii. Dlatego wykorzystując okazję, postanowiłem rozszerzyć swoje doświadczenie z owocami pochodzącymi z Ameryki Południowej. Przypadkiem w jednej z sieci marketów natrafiłem na kilka gatunków owoców z Kolumbii.




Ostatecznie zdecydowałem się na zakup czterech różnych egzotycznych owoców. Feijoa, mangostan, granadilla oraz tamarillo w żaden sposób nie podpowiadały jak mogą smakować. Były to owoce, które pierwszy raz w życiu widziałem i postanowiłem spróbować jak smakują.

Feijoa 

Na pierwszy ogień poszła feijoa. Ten zielony owoc jest jagodą, z tego co sobie doczytałem w internecie, mój był dojrzały. W przekroju miał lekko żółtawy miąższ, w którym znajdowały się drobne pestki. Jaki miał smak? Słodko - kwaśny, trochę przypominał niedojrzałą truskawkę lub poziomkę. Z pewnością ten owoc nadaje się na konfiturę, pewnie można by wycisnąć z niego sok. Jeśli będę miał okazję, ponownie go kupię. 

Mangostan

Drugi owoc jaki spróbowałem to magostan. Wyglądał najmniej naturalnie, tzn. w stosunku do owoców, jakie powszechnie znamy. Jak się okazało twarda skóra kryła w sobie słodką niespodziankę, której niestety za wiele nie było. Jadalna jest właściwie tylko ta biała widoczna na przekroju część, która otacza pestkę. Ilość pestek uzależniona jest od wielkości owoca. Słodki, smaczny, najlepszy z całej czwórki.

Granadilla

Kolejnym był granadilla. Zaskoczeniem była jego zawartość. W środku znalazłem przeźroczystą galaretkę, w której znajdowały się pestki. Jedzenie tego owocu nie było łatwe, bardzo ciężko jest oddzielić łyżeczką tę galaretkę. W smaku słodkie, choć pestek raczej nie polecam przegryzać, są cierpkie. Ponieważ jedzenie granadilli jest dosyć trudne, wyczytałem, że używany jest do drinków i do lodów. Jeśli natrafię na niego latem, to się ponownie skuszę, ale walki łyżeczką już nie powtórzę.

Tamarillo

Ostatni owoc wydawał się najbardziej znanym. Tamarillo przypominał trochę śliwkę lub nektarynkę. Po przekrojeniu okazało się, że ma intensywnie żółty miąższ z czarnymi pestkami. Niestety jego degustacja okazała się wielkim rozczarowaniem. Kwaśny, momentami cierpki czy też gorzki. Podobno można go spożywać w całości, ze skórą, ale ja na pewno na niego ponownie się nie skuszę. 

Podsumowując spróbowałem czterech nowych, egzotycznych owoców. Każdy inny z wyglądu, każdy inny w smaku. Jedne lepsze, drugie gorsze. Na pewno żaden nie powalił na kolana, najchętniej zjadałbym ponownie mangostan. Mimo wszystko jak ktoś z Was będzie miał okazję, to zachęcam do próbowania nowych smaków. Mimo ciekawego doświadczenia ja wolę polskie owoce. Z naszych sadów, pól i plantacji. Jeszcze chwila i się zacznie. Ja osobiście nie mogę się już doczekać truskawek. 


3 komentarze:

  1. Oj znam z autopsji rozczarowania towarzyszace degustacji nowosci kulinarnych...
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem się trafi dobrze, czasem przeciwnie, ale ja uwielbiam próbować nieznanych mi składników, dlatego bardzo mi się Twój post spodobał.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do czwórki owoców to ja uważam mangostan i tamarillo za najlepsze.Tamarillo jem tylko środek,kroje na pół i środek wyjadam łyżeczką. Co do granadilli to smaczna ale nie praktyczna. Zawartość - konsystencją przypomina marakuje (passion fruit), wieć jak ktoś oagarnia marakuje to i ogranie granadille.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...