Dawno nie pisałem nic o miejscach, które odwiedzam. W tym tygodniu rzuciło mnie aż do Wrocławia, miasta z roku na rok zmieniającego się, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Spacerując w okolicach starówki mijałem wiele restauracji, aż w końcu trafiłem na ul. Włodkowica, a konkretnie do restauracji Steinhaus.
Pierwsze co mi się rzuciło w oczy po wejściu do środka, to ogromna tablica z jakimiś matematycznymi wzorami oraz cytatami. Bardzo szybko wyjaśniono mi skąd taki pomysł na wystrój lokalu. Otóż nazwa tej restauracji nie jest przypadkowa. Hugo Steinhaus to polski matematyk żydowskiego pochodzenia. To od jego postaci wywodzi się nazwa restauracji i jej częściowym wystrojem chciano nawiązać do osoby tego zmarłego we Wrocławiu naukowca.
Przejdźmy jednak do kuchni i tego co można w tym urokliwym miejscu zjeść. Szef kuchni serwuje tradycyjne polskie, żydowskie i lwowskie potrawy. Karta zawiera po kilka dań z każdej kategorii. Do wyboru mamy przystawki (zimne, ciepłe), obiady (zupy, dania mięsne, ryby, dania jarskie, pierogi, sałatki), desery oraz bogatą kartę win z całego świata.
Ja na przystawkę wybrałem półgęsek na sałacie z gruszką i żurawiną. Zarówno pierwszy, jak i kolejne talerze które wydawał szef kuchni posiadały bardzo ważną cechę, którą jest bez wątpienia kompozycja podania. Każdy się chyba ze mną zgodzi, że człowiek je też oczami i zapewniam, że po wizycie w restauracji Steinhaus oczy każdego z Was będą najedzone. Wracając do przystawki, to tak jak to wyglądało, tak i smakowało. Delikatne mięso w połączeniu z sałatami, gruszką i lekko ciepłą żurawiną pasowało do siebie idealnie. Nie próbowałem innych przystawek, ale polecano mi z zimnych humus z prażonym sezamem, natomiast z ciepłych zachęcające były raki z boczniakami w sosie śmietanowym oraz gęsia szyja faszerowana z musem chrzanowym i marynowanymi warzywami.
Po znakomitej przystawce przyszedł czas na coś bardziej konkretnego. Na pierwszy ogień poszła pierś grillowanej kaczki z ziemniakami zapiekanymi w śmietanie i kalarepą. Tu podobnie, mięso aromatyczne, delikatne w smaku choć lekko twardawe. Jednak w połączeniu z chrupiącą kalarepą, zapieczonymi ziemniaczkami oraz żurawinowym sosem ponownie okazało się trafionym zestawem. Goście restauracji mają jeszcze do wyboru m.in. roladę z indyka ze szpinakiem, zrazy wołowe w sosie grzybowym czy stek z polędwicy.
Dla koneserów przygotowano specjalną kartę w której znajduje się gęsie udo konfitowane z kopytkami i modrą kapustą, gicz jagnięca pieczona z kaszą gryczaną i grillowanymi warzywami oraz dorsz bałtycki w bulionie warzywnym. Ja chciałem też spróbować ryby. Oprócz dorsza dostępny jest też halibut, lin czy grillowany łosoś. Właśnie ten ostatni podano mi w formie sałatki. Grillowana ryba, znakomity winegret i całkiem sporo świeżych warzyw na pewno zadowoli każdego gościa.
Na końcu przyszedł czas na deser i mimo iż karta zawiera tak kuszące pozycje jak moje ulubione ciasto marchewkowe z białą czekoladą czy creme brulee, to zdecydowałem się na suflet czekoladowy. Przyznam, że jego podanie jest dosyć ryzykowne, bowiem sam suflet był upieczony prawidłowo, czyli w środku zawierał płynną czekoladę, ale na wierzchu znajdowała się gałka wodnych, limonkowych (chyba jeszcze z dodatkiem mięty) lodów. Ja zjadłem cały deser natychmiast, ale przy dłuższym jego konsumowaniu lody pewnie szybko by się roztopiły.
Muszę stwierdzić, że dawno nie jadłem tylu dobrych rzeczy na raz. Co prawda nie spróbowałem zupy czy pierogów, no ale pojemność mojego żołądka jest ograniczona, lecz sądząc po tym czego skosztowałem, to i te potrawy smakują zapewne wybornie. Jeśli jesteście z Wrocławia lub okolic, albo planujecie odwiedzić stolicę Dolnego Śląska to polecam Wam to miejsce. Przez najbliższe niemal 2 tygodnie możecie skorzystać z oferty promocyjnej, która znajduje się na Grouponie. Znajdziecie tam też inne propozycje z całej Polski w ramach trwającej akcji Tygodnia Restauracji. Kliknijcie >>>TUTAJ<<< aby dowiedzieć się więcej szczegółów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz